O jeden stopień mniej

W przeciwieństwie do znacznej części rodziny jestem raczej zimnolubny. Utrzymuję niską temperaturę w pokoju. Wolę założyć dodatkowy sweter niż podkręcać kaloryfer. Staram się oszczędzać energię i pilnuję żeby mój grzejnik był przykręcony na minimum zwłaszcza gdy nie ma mnie w domu. Od dziś będę próbował zmienić zachowania także mojej rodziny i znajomych. Przykręcenie temperatury choć o jeden stopień i ewentualne założenie jakiejś bluzy nie powinno nikogo kosztować zbyt wiele wysiłku, prawda? Sam wiele nie zdziałam ale jeśli i oni nauczą się np zakręcać kaloryfer gdy wietrzą pokój albo wychodzą z domu to może jakiś efekt z tego będzie. Kto wie może nawet uda nam się zaoszczędzić na rachunkach!

Tagi: ,

Wtorek, dokładnie

Gospodarstwo domowe jest jak firma. Trzeba dbać, żeby przynosiła korzyści, zasoby muszą być wykorzystywane efektywnie a koszty trzeba ciąć gdzie to tylko jest możliwe i potrzebne. Podpisywałem dzisiaj umowę z firmą dostarczającą energię i dostałem do wyboru dwie opcje: pierwsza taka, w której inkasent zczytuje licznik co miesiąc i ja płacę każdego miesiąca akurat za tyle na ile wskazuje zużycie prądu; a druga to taka, że zczytywanie licznika odbywa się raz na pół roku a przez każde pół roku płacę rachunki na podstawie prognozy zużycia a potem następuje korekta na kolejne pół roku i wyrównywana jest ewentualna nadpłata lub niedopłata związana z rozbieżnością prognozy i faktycznego zużycia energii.

Odruchowo wybrałem opcję pierwszą: będę płacił za każdym razem tylko za to co zużyję! Ale zanim uprzejmy urzędnik skończył wprowadzać umowę do systemu szybko przeanalizowałem swój wybór: w końcu przecież w każdym z tych przypadków zapłacę tylko za to co zużyłem a różnica między tymi opcjami polega tak naprawdę zupełnie na czym innym. Dla firmy i inkasenta pierwsza opcja oznacza w ciągu roku 12 wizyt (podróży przez miasto), 12 odczytań licznika, wypełnienia 12 dokumentów i przekazania mi ich do zapłaty. Natomiast druga opcja już tylko dwie wizyty i tyleż odczytań licznnika i także dwa dokumenty dotyczące zapłaty. Firma z pewnoscią wolałaby tę drugą opcję.

A ja? Co te dwie możliwości oznaczają dla mnie? W pierwszej będę musiał 12 razy w roku łączyć się z bankowościa internetową i 12 razy w roku wypełniać dane do przelewu, które przecież co miesiąc będą inne. W drugiej zaś najprawdopodobniej będę musiał to zrobić jedynie dwa razy w roku w celu ustawienia zleceń stałych na najblizsze półrocze tak by bank automatycznie wykonywał przelew prognozowanej kwoty zużycia. I dla druga opcja jest korzystniejsza. Wszyscy – i ja i firma – oszczędzamy czas i energię i o to tu chodzi. Rozwiązania racjonalne ekologicznie i ekonomicznie idą w parze. A uprzejmość urzędnika, z jaką zmienił w umowie mój pierwotny wybór, jest bezcenna.

Tagi:

Około piątku

klawiaturaWłaściwie to myślałem o tym od dawna. Ale zawsze wydawało mi się, że jak to zrobię to nagle, gdy będe potrzebował skorzystać z laptopa „w terenie” z dala od kontaktu to okaże się, że bateria jest rozładowana. Dlatego zawsze, gdy zużyłem jakiś procent baterii to nastawiałem sprzęt do ładowania w chwili, gdy już nie musiałem z niego korzystać. Rozważałem oczywiście ładowanie wyłącznie w czasie korzystania z komputera a gdy bateria osiągnie 100% pracę już na baterii, aż do rozładowania i znów ładowanie w czasie korzystania z komputera itd., ale bałem się, że zostanę z zerowym poziomem baterii, akurat gdy będę potrzebował właśnie laptopa z „pełną” baterią. Skróciłbym wówczas okres korzystania z sieci elektrycznej o okresy ładowania w chwilach wolnych od pracy na maszynie oraz o okresy pracy na maszynie podłączonej do prądu, mimo iż bateria osiągnęłą już 100% naładowania. Dopiero po dłuższym zastanowieniu uznałem, że mój lęk, iż zostanę nagle bez przyrządu do pracy jest nieuzasadniony. Od dzisiaj podłączam laptop do prądu gdy na nim pracuję i wymaga tego doładowanie baterii. A co z nagłą potrzebą użycia w terenie nienaładowego komputera? Postanowiłem po prostu lepiej planować swoją pracę.

Aha! Oddałem zużyte żarówki do recyklingu:-)

Tagi: